#wyznanie #kobiecość
Cześć
Dzisiejszy post będzie swego rodzaju wyznaniem i wyrzuceniem z siebie tego, co trapi mnie od jakiegoś czasu...
Zacznę od tego, że od zawsze kręciło mnie wszystko, co damskie/kobiece. Będąc dzieckiem, nigdy nie bawiłem się samochodzikami. Moim zamiłowaniem były lalki na co rodzice patrzyli z niechęcią. Sądzili jednak, że gdy będę starszy, jakoś z tego wyrosnę
Niestety tak się nie stało.
Kiedy zacząłem przechodzić przez okres dojrzewania, moja fascynacja kobiecym światem jeszcze bardziej się nasiliła. Zacząłem przebierać się w damskie ciuchy (oczywiście robiłem to w ukryciu, by rodzice się nie zorientowali), malować paznokcie, chodzić w butach na obcasach...
Pamiętam, że zbliżając się do osiemnastego roku życia, niemalże popadłem w depresję wiedząc, że nie urodziłem się kobietą. Zazdrościłem każdej dziewczynie, że może być sobą, a ja muszę funkcjonować w ciele, które mi nie odpowiada.
Od tego czasu minęło wiele lat i poniekąd zaakceptowałem swoją sytuację. Mam jednak czasem takie chwile, że jest mi ciężko. Żałuję, że nie urodziłem się kobietą. Gdyby podczas własnych narodzin można było wybrać płeć, na pewno bym się na to zdecydował.
Wiem, że zawsze mogę zmienić swoją płeć, ale są to zbyt duże koszta, a ponadto moja rodzina (najprawdopodobniej) by się mnie wyrzekła. Ich tolerancja bowiem jest na poziomie zerowym.
Dobrą alternatywą jest częste przebieranie się (co robię zawsze, kiedy mam taką okazję), ale niestety to nie to samo. Bardzo chciałbym nosić damskie ubrania na co dzień i w ogóle się z tym nie kryć...
Pisząc ten post, nie szukam zrozumienia ani (broń Boże) litości. Pragnę jedynie wyrzucić z siebie to, co leży mi na sercu. A wydaje mi się, że to forum (choć mogę się mylić) jest do tego odpowiednim miejscem, gdyż wszyscy tutaj są tolerancyjni i niemal w ogóle nie ma hejtu
Kończąc już, dziękuję wszystkim za przeczytanie tego posta. Jednocześnie przepraszam za błędy ortograficzne i interpunkcyjne, ponieważ pisałem to wszystko prosto z serca — bez poprawiania i redagowania...